Jestem w trakcie lektury książki "Kobiety, które kochają za bardzo" (i ciągle liczą na to, że on się zmieni). Poleciła mi tę książkę znajoma terapeutka uzależnień, ponad rok temu, ale wówczas jej nie kupiłam. Wtedy borykałam się ze swoją rozterką, widziałam, że "wpadam we współuzależnienie" (wtedy jeszcze nie wiedziałam tak naprawdę co to oznacza - poza teoretycznym "mniej więcej" ogarnianiem tematu, wychwytywaniem w swoim zachowaniu coraz to nowych "dziwnych zachowań", których wcześniej nie miałam - ba, które gdyby ktoś wcześniej mi powiedział, że mieć będę, popukałabym się w czoło). Jednak sądzę, że gdybym wtedy sięgnęła po tę książkę, nie byłabym w stanie przyjąć jej treści tak w pełni, jak robię to teraz. A dlaczego? Bo zapewne twierdziłabym, że tak, reprezentuję takie zachowania, dążenia, jak "kobiety kochające za bardzo", ale ta sytuacja jest inna, coś się zmieni na lepsze, nie ugrzęznę w roli pomagacza wierzącego w garbate aniołk