Przejdź do głównej zawartości

7. Przekroczenie granicy

W kłótni pobił mnie i skopał mój samochód. Następnie rozkręcił się z piciem a po okolicy opowiadał, jak to sobie zasłużyłam na to, co zrobił. Jak doszłam do siebie, fizycznie i psychicznie, poszłam do lekarza i na policję. Aresztowano go, następnie przedłużono areszt do 3 miesięcy. Aktualnie czeka(m) na proces. Kiedy mnie bił krzyczał
"widzisz do czego mnie doprowadziłaś? co muszę robić żebyś mi dała spokój?"
a za chwile przychodził i tulił, przepraszał, potem znowu zwrot akcji i kolejne ciosy - tak przebiegunował się kilka razy 
A po aresztowaniu wykorzystał możliwość poinformowania 1 osoby o tym fakcie i kazał zadzwonić do mnie. Żebym go ratowała. Tak jak ratowałam go wiele razy wcześniej.
Ale tym razem jest inaczej. Podjęłam decyzję, że wolę nic, niż bycie niczym.
Miłość tak nie wygląda, ona nigdy nie jest "za bardzo" i nie ma w niej miejsca na "ale"
Niby jestem kobietą kochającą za bardzo, ale tak naprawdę jestem kobietą nie kochającą wcale. Nie kochającą siebie. I przez ten brak miłości, szacunku, czułości do samej siebie - musiałam przeglądać się w oczach tego mężczyzny jak w zwierciadle, szukając w tych oczach potwierdzenia tego, że można mnie kochać. Że mogę na tę miłość sobie zasłużyć. To, co się działo, to, do czego to doprowadziło we mnie - jest nie do opisania słowami. Czuję żal do siebie, że tak długo na to pozwalałam, że dałam się tak zgnoić, zaszczuć. Że negocjowałam sama ze sobą swoje granice, że je przesuwałam. Że zawładnął mną paranoiczny lęk przed samotnością. Że dałam sobie wmówić, że jeśli nie ten, to żaden. Że pozwoliłam mojemu życiu zejść na drugi plan, a w końcu zupełnie zniknąć.
Teraz jestem z niczym. Nie mam pracy wiążącej się z kontaktami z ludźmi. Czuję się niekompetentna jako człowiek i potencjalny pracownik, niezależnie co miałabym robić. Nie mogę wstać rano z łóżka, nie mam apetytu. Podejmuję zobowiązania, na siłę, żeby mieć cel wstać rano - a i tak potem wymiguję się od nich i ostatecznie nie wstaję. To się nazywa depresja reaktywna. I tym teraz muszę się zająć, żeby się nie utrwaliło, nie rozkręciło.
Już pozwoliłam się utrwalić i rozkręcić współuzależnieniu, które zdewastowało mi życie na wszelkich płaszczyznach. teraz czas zająć się sobą i myśleć o sobie. Tyle że to nie daje mi przyjemności. Raczej jest źródłem kolejnego bólu. Przypomina o tym, że jestem, a tak naprawdę jakby mnie nie było. Straciłam swoje życie. Muszę je zbudować od nowa. Ale muszę też wykorzystać tę sytuację, żeby wyciągnąć wnioski, do pracy nad sobą. Ku przyszłości. Wiem, że kiedyś wyjdzie słońce, bo przecież zawsze kiedyś w końcu wychodzi. To daje mi nadzieję. Dzięki temu teraz żyję.

Komentarze

  1. Wyjdzie slonce, wyjdzie... tez na nie czekam i mocno wierze... a każdego dnia maly acz ostrozny krok do przodu... by nie kalkowac pewnych zachowan ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz