Przejdź do głównej zawartości

Trójkąt dramatyczny Karpmana

Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa!


Przychodzi umęczona żona alkoholika do swojego męża. Zrobiła już dla niego wszystko, co mogła i czego nie mogła, a on wciąż niewzruszony jej staraniami! Niewdzięczny, ona zdołowana. Potem dołek przechodzi we wkurw. Przychodzi do męża i mówi napastliwie:
- No nie wiem, co jeszcze może pomóc? Może trójkącik, co? To by ci pasowało @#$%^^&???
A mąż na to spokojnie, sącząc kolejny łyk piwa:
- Ty mi dajesz wciąż trójkąt skarbie ... trójkąt dramatyczny Karpmana ...

I tak jak w tym dowcipie, który popełniłam wyżej - tak w relacji współuzależnieniowej uprawiałam notorycznie właśnie trójkąt dramatyczny. Polega on na tym, że przechodzi się płynnie pomiędzy rolami:
  • wybawiciela (tzw. pomaganie)
  • ofiary (umęczenie, poczucie krzywdy "ja tyle robię a ty taki niewdzięczny")
  • prześladowcy ("taki jesteś? to ja ci pokażę!" albo inne akty bardziej lub mniej jednoznacznej agresji)

Robiłam to nieświadomie, a kiedy zaczęłam być świadoma tego faktu - narastała frustracja. Alkoholik wspaniale funkcjonuje w takim trójkącie, bo sam też go uprawia, tylko jest po jego drugiej stronie, od tyłu, i w lekkim przemieszczeniu. Widzę to mniej więcej tak:

To jest to "odbijanie piłeczki" między osobą uzależnioną a współuzależnioną. 
Pił - byłam wkurzona, a potem ratowałam go..
Rekompensował, dogadzał (miodowy miesiąc) - byłam ofiarą jego i jego picia..
Był spięty, co zapowiadało, że wkrótce zacznie pić - tu ja reagowałam różnie, zależnie od sytuacji i jej kontekstu; albo wybawiałam, wspierałam (nie działało), albo wywierałam presję, żeby poszedł gdzieś po pomoc, brał leki, organizowałam mu czas (tu znowu wybawca, napastliwy umęczony wybawca...) ...
Ale bywało też tak, że gdy ja byłam w trójkącie (zanim uświadomiłam sobie fakt bycia w tym schemacie funkcjonowania) i stawałam się prześladowcą - to budziło jego napięcie, po którym pił. 
Zostając przy metaforze odbijania piłeczki: serwowałam raz ja, raz serwował on. Ale schemat był zawsze podobny, jw. Czasem z wybawiciela stawałam się od razu prześladowcą, czasem byłam tylko ofiarą, czasem tylko ratowałam, czasem tylko prześladowałam.
Ale te 3 role były wciąż na tapecie. I mojej, i jego.
Wszystko tak się zapętliło, że potem on odczuwał takie poczucie winy, że nie mógł sobie z nim poradzić. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której będąc świadomym tego, co się robi bliskiej osobie - konfrontować się ze swoimi działaniami i nie odczuwać napięcia.
Jak w piosence: "nie wiem czy jestem na tyle silny, by za wszystkie swoje błędy czuć się winnym".
Ale poczucie winy to temat na inny wpis ...

Komentarze